Od dłuższego czasu mocno zajmuje mnie książka Sary Peyton – „Towarzyszę sobie z życzliwością.” Czytam ją rozdział po rozdziale, dyskutuję o niej, medytuję bo jest w niej zaproszenie do wielu medytacji, których celem jest zauważenie swoich wrażeń i emocji. Jest to niezwykła książka, która zawiera wiele informacji o budowie mózgu i tłumaczy jak możemy sami leczyć swoje emocjonalne rany i wpływać na swój dobrostan.
Podstawą tego procesu jest wzbudzenie swojego własnego, wewnętrznego towarzysza, który z ciekawością pomaga zauważyć i nazwać emocje. Taki wewnętrzny towarzysz to cudowna alternatywa dla wewnętrznego krytyka, którego nie trzeba przecież powoływać do życia. On jest z nami przecież cały czas, czyż nie? Co może się zmienić, gdy zamiast krytyka towarzyszyć nam będzie przyjaciel? Otóż ten rezonujący towarzysz pomaga przekonać nasz mózg, że możemy odnosić się do siebie z troską i życzliwością. Wyobraź sobie, że Twój rezonujący towarzysz to osoba ciekawa Ciebie, zawsze gotowa Cię wysłuchać, bez oceny i bez krytyki. Możesz się z nią podzielić absolutnie wszystkim co czujesz, co przeżywasz. A ona – nie wiem dlaczego, ale bardziej mi pasuje żeńska forma uosobienia empatii, zadaje Ci tylko pytania lub mówi – oczywiście, że czułaś, czułeś złość, smutek czy zagubienie. Jakie to uspakajające uczucie, gdy ktoś uznaje to co przeżywasz. Nie zaprzecza, nie umniejsza, nie pociesza. Po prostu widzi i mówi – oczywiście, że jest Ci smutno. Ja wynika z różnych badań i obserwacji, często większy ból sprawia brak uznania przez najbliższych tego że przeżyło się coś traumatycznego, zaznało wielkiej krzywdy niż samo doświadczenie.
Jeśli myślisz, że tworzenie wyimaginowanej, fikcyjnej postaci nie ma sensu, to rozumiem Twoje wątpliwości. Może to się wydawać dziwne. Jednocześnie trzeba wiedzieć, że dla mózgu nie ma różnicy, czy rozmawiasz z realną postacią czy fikcyjną. Ważne jest to co przeżywasz, co doświadczasz, jakie masz w sobie emocje teraz.
Jeśli wewnętrzny monolog przynosi Ci ukojenie, to może jednak warto spróbować?
To może być trudne zadanie dla osób, które nie doświadczyły w życiu wiele życzliwości. Uważają, że nie mają na to czasu, myślą, że je to rozleniwi, a nieustająco mają jakieś cele do osiągnięcia.
Bez względu na to czy zdecydujesz się powołać do życia takiego przyjaciela, warto się zatrzymać i zastanowić. Zauważ co do siebie mówisz, jaka jest Twoja wewnętrzna narracja.
- Czy gratulujesz sobie osiągnięć? Świetna robota, brawo! Gratuluję wytrwałości.
- Czy mówisz sobie, że pora odpocząć?
- Czy zadajesz sobie pytanie jak się teraz czujesz?
- Czy próbujesz nazwać to co czujesz – czujesz się poirytowana/poirytowany? Jesteś zawiedziona, bo liczyłaś na docenienie, którego nie dostałaś?
- Czy pytasz się czego teraz potrzebujesz? Na co masz ochotę?
- Czy może jednak Twoją narracją są słowa wewnętrznego krytyka, ciągle niezadowolonego z tego kim jesteś i co robisz? A może podpowiada Ci –„ lepiej to sobie odpuść bo się do tego nie nadajesz“. Może piętrzy trudności i potęguje obawy? Kiedy zdecydujesz się na obecność rezonującego towarzysza, podważysz głos wewnętrznego krytyka i spokojnie przyjrzysz się czy to co mówi ma sens i czy na pewno chcesz go dalej słuchać. Potem może być już tylko lepiej.